Szybka kąpiel i idziemy do łóżka!

Powiedział Viking do żony idąc w kierunku łazienki. W sumie plan jest dobry. Na zegarku jeszcze nie tak późno, idealny wieczór żeby iść wcześniej spać i może wreszcie się wyspać. To ja w tym czasie na szybko ogarnę mieszkanie, żeby rano się o nic nie potykać. No, ale od czego by tu zacząć. Ogarnęłam wzrokiem pokój. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to pozostałości po kolacji, którą młoda udawała, że je. Jak się lepiej przyjrzałam to dało się wyodrębnić również pozostałości po obiedzie, tylko nie mam pewności czy aby na pewno tylko dzisiejszym. Ciiiii! Czasem też tak macie, tylko nikt tego na głos nie mówi. Nie będę bajek pisać, że codziennie chce mi się wszystko posprzątać, a test białej rękawiczki zawsze będzie pozytywny. Najważniejszy test jaki w życiu zaliczyłam z wynikiem pozytywnym to test ciążowy i tego się trzymajmy. Skoro więc naszła mnie refleksja na to, by ogarnąć mieszkanie to szybko się za to zabrałam, zanim się rozmyślę. Zanim zacznę wynosić do kuchni naczynia i pozostałości po jedzeniu, których jest dużo bo przecież Jacek też jadł kolację, stwierdziłam, że pozbieram dziecięce zabawki. Dobór słów jest tutaj zamierzony, ponieważ już dawno temu wszystkie moje dzieci przestały walczyć o prawa własności do zabawek. Tym sposobem najlepszą zabawą Majki jest kocia wędka, którą można przecież wybatożyć kota ale też i tatę, i mamę, i kogo tam jeszcze pod ręką znajdę. Za to kotom najbardziej zawsze podchodziły Majkowe gryzaki w okresie ząbkowania. Młodej nie była dana chwila ulgi, ponieważ jak tylko któryś kot zauważył, że pojawił się nowy gryzak, to już zaczynał na niego polowanie. Generalnie żywot gryzaka od czasu odpakowania z pudełka do czasu utylizacji z reguły wynosił kilka godzin. W tym czasie był już doszczętnie zjedzony przez kota.


Tak więc po prostu zbieram wszystko z podłogi i zanoszę do pokoju dziecięcego. Niech sobie jutro sami ustalają, co jest czyje. Skoro już jestem przy zabawkach to w pozostałych pokojach też ich się trochę znalazło. Tak samo jak ubrań, naczyń i innych dziwnych przydasiów, których nie znam zastosowania, a co dopiero nazwy, ale dla Vikinga są największymi skarbami. Jako wisienkę na torcie zostawiłam sobie kuchnię. Wydawało mi się, że posprzątałam po obiedzie i nie powinno być dużo roboty, w sumie to tylko wsadzić do zmywarki to co poznosiłam z reszty mieszkania. Otóż nie, zapomniałam o drobnym fakcie jakim jest to, że Viking też stwierdził, że zje kolację. Blatu nie widać, do lodówki nic nie pochowane, w zlewie pełno, a piec wygląda tak choćby był tam szykowany posiłek trzydaniowy dla całej kompanii. Nie wspomnę już o podłodze, na którą to, ups, coś upadło. No to zaczynamy. Najpierw lodówka, później zmywarka, zlew, piec i szafki. Na końcu podłoga. Wszystko zrobione mogę iść spać. Oczywiście zapomniałam, że jedyne dziecko które śpi to Majka.


W czasie kiedy ja dopieszczałam blat kuchennego stołu, nasz kocur postanowił skorzystać z kuwety, która pod nim stoi. I oczywiście jak to rasowy chłop, zrobi to jak zawsze z gestem. Niestety nie tylko żwir udało mu się z kuwety wysypać. Więc znowu grzecznie sprzątam, w myślach przywołując większość słów powszechnie uznawanych za obelżywe. Jak już wreszcie udało mi się wszystko zrobić, to postanowiłam na chwilę jeszcze usiąść. I pomyślicie, że jestem tak zajebista, że zrobiłam to wszystko w czasie szybkiej kąpieli Vikinga. Otóż nie, Viking leżąc w wannie obowiązkowo nadrabia wszelkie zaległości na Facebooku, Insta, Youtube, Tik-toku i czym tam jeszcze. Trwa to zwykle jakieś półtorej do dwóch godzin – szybka kąpiel. Jak już wreszcie wyszedł z tej łazienki to uraczył mnie tylko stwierdzeniem, że ja tylko siedzę na tym telefonie i gram, zamiast na przykład iść wcześniej spać. No tak, bo wszystko zawsze samo się robi, bez niczyjego udziału.


Tego dnia naprawdę niewiele zabrakło, żebym go udusiła.


Tak na marginesie, a propos mojego sprzątania. Ja zawsze uważam, że mam w domu syf i wieczny bałagan, ale mogę być nieobiektywna, bo kiedyś w żartach nawet się komuś wymsknęło, że u ciebie to jest sterylnie jak w szpitalu. Tak daleko bym w to nie szła, ale fakt jest taki, że nie lubię bałaganu, źle się w nim czuję – czego nie można powiedzieć o Vikingu, który nigdy nie wie gdzie co ma i gdzie co jest. Ale to już na inną opowieść.

Brak komentarzy

Pozostaw odpowiedź