Od wieków znana prawda głosi, że dzieci najlepiej chowają się ze zwierzętami. I podpisuję się pod tym obiema rękami. W naszym domu zawsze były zwierzęta więc jest to coś naturalnego, że z sierścią żyjemy w symbiozie. Atrybutem Vikinga był pies. Niektórzy może jeszcze pamiętają miniaturowego sznaucera przewieszonego przez ramię. Niestety sunia miała już swoje lata, zaczęły się problemy ze zdrowiem, odeszła do Valhalli. Było nam bardzo smutno i przykro. Był to również znak, że w naszym domu musi być zwierzak, należy więc zapełnić pustkę. Pracowaliśmy wtedy w delegacji, kilkadziesiąt kilometrów od domu, w którym i tak nie było nas po 11-12 godzin. Nie chcieliśmy kolejnego psa właśnie z tego względu, nie wtedy. Lecz nastała dobra zmiana – żona i jej pragnienia doszły do głosu. Wręcz zaczęły krzyczeć! Namówiłam Vikinga na kota! Było to nie lada wyzwaniem ponieważ Viking uważał, że koty są najlepsze z frytkami i ketchupem. Ale udało się. Kocia przygoda zaczęła się od dziewczynki. Jednak, żeby jej nie było smutno to za jakiś czas pojawił się drugi kot – tym razem chłopczyk. Ja byłam zachwycona, miałam swoje ukochane dwa futrzaste dzieciaki. Z czasem miłość okazała się trudna ponieważ wyszły na jaw kocie charakterki. Niby nic strasznego ale mieliśmy dużo prania. I tak też sobie tkwiliśmy w tej dziwnej rodzince. Z czasem rodzina po raz kolejny się powiększyła. Dla odmiany nie był to kolejny kot z hodowli. Urodziła się nasza córka! Zanim to nastąpiło, była oczywiście ciąża. Kot leżący przytulony do rosnącego brzucha to mit! Moich w ogóle ten fakt nie ruszał. Sytuacja się zmieniła dopiero w momencie kiedy Majka fizycznie pojawiła się w domu. Najpierw grzecznościowe obwąchiwanie, Maja ruszyła nóżką, koty profilaktycznie uciekły pod łóżko. Jeszcze czasem coś by od nich chciała.
Taka dygresja na boku: fakt ciąży nie wiąże się z tym, że kobieta z automatu złapie toksoplazmozę. Pani ginekolog oraz Pani weterynarz jednogłośnie stwierdziły, że musiałabym odżywiać się zawartością kociej kuwety, żeby zachorować. W zupełności wystarczy, gdy po wyczyszczeniu kuwety wymyję ręce lub zrobię to w rękawiczkach i wymyję ręce. Nie od razu Viking się o tym dowiedział – z założenia, podczas ciąży on sprzątał kuwety. Gdy się już dowiedział prawdy tajemnej to i tak dalej je sprzątał.
Ale wracając do meritum: Viking, Maja i dwa koty (Cola i Whisky – potocznie nazywane klocek i kluska lub bardziej pieszczotliwie bigos i gulasz). Czworo dzieci w domu! Wyścigi kto większy bałagan zrobi i te sprawy, ale o tym już kiedyś pisałam. W pierwszych tygodniach miało miejsce jedynie subtelne obwąchiwanie. Gdy koty odkryły, że Maja jeszcze nie jest w stanie nic im zrobić zaczęły nabierać więcej odwagi. Zaczęło się wskakiwanie do łóżeczka! Na początku oczywiście tylko wtedy gdy nie było w nim dziecka, poza tym dalej trzymały się na dystans. Czas mijał, wszyscy nabierali więcej odwagi. Maja zaczęła się interesować maskotką, która jest ciepła i się rusza. Koty zaczęły się do niej zbliżać. Dystans się zmniejszał do tego stopnia, że kocur, ten bardziej odważny był w stanie położyć się obok Majki. Z czasem odważył się również na wskakiwanie do łóżeczka również wtedy, kiedy Maja była w środku. Razem spali. Oczywiście w tym momencie usłyszę miliony głosów jaką to nieodpowiedzialną matką jestem i przecież tyle przypadków było kiedy kot udusił dziecko. Zgadzam się, były, jednak moje koty gdy pozwoliły sobie na kontakt fizyczny z dzieckiem, to tylko poprzez leżenie obok. Gdy Maja zaczęła się wiercić i przytuliła się do kota, ten zawsze posłusznie delikatnie się odsuwał, ale zawsze pozostawał w pobliżu. Czas tak mijał, dokładniej trzy lata. Maja ma już swój pokój i swoje łóżeczko. Koty pogodziły się z losem, że Maja domaga się coraz więcej interakcji z ich strony. Teraz już za nimi biega. Kocica dalej ucieka, za to kocur posłusznie pozwala się szarpać, ugniatać, ciągnąć za uszy i łapy. Maja potrafi być też subtelna więc czasem po prostu się do niego przytuli. W ramach współpracy kocur niekiedy zje kawałek dobrej szyneczki od Majki z ręki. Kocica pozwoli sobie rzucić pod nos. Maja nawet nauczyła się kocich imion: mamy Colę i grubasa. Ale żeby nie było, że kocica nie ma instynktu i nie toleruje Majki, zaczęła również okazywać dziecku miłość, lecz jak dziecko śpi. Dlatego też każde wieczorne usypianie zaczyna się od ostentacyjnego otwarcia drzwi przez kocicę. Wchodzi, zaczyna mruczeć i miauczeć. Po chwili przychodzi kocur i zaczynają się wycieczki krajoznawcze pokój-przedpokój. Oczywiście niejednokrotnie, ku radości matki, rozbudzą dziecko. Szczytem miłości bywa moment gdy wskoczą do łóżeczka, gdy Majka jeszcze nie śpi. Nie muszę mówić jak bardzo dziecko jest wtedy chętne do spania. Gdy już nastanie ta wiekopomna chwila i dziecko zaśnie, kocica cały wieczór spędza u dziecka w pokoju. Oczywiście do momentu kiedy my idziemy spać i można nam poprzeszkadzać. W tym czasie kocica albo śpi na dywanie, albo siedzi na komodzie bądź po prostu drze mordę, nie wiedzieć po co, chyba po to żeby dziecko obudzić. Czasami jest to przydatne, ponieważ gdy Maja spadła z łóżka kocica przyszła do mnie i zaczęła na mnie drzeć mordę i podążać w stronę pokoju dziecięcego. Maja spała na podłodze. Zwierzęta kochają dzieci, a dzieci kochają zwierzęta. Na swój zawiły sposób. Dajcie im szansę poznania tej miłości.
BTW, Viking o psa dalej się odgraża i zapewne też nas to nie minie. A znając nas to pewnie nie skończy się na jednym. Rodzina będzie coraz bardziej zakręcona.
Brak komentarzy